21.10.2017

Szczepienia przeciwko HPV – prawda nie leży po środku !

Rozmowa z dr n. med. Ewą Krawczyk biolożką, specjalistką w dziedzinie mikrobiologii lekarskiej

W pracy naukowej zajmuje się Pani między innymi badaniami nad wirusami brodawczaka (HPV), szczepionka przeciwko którym pozostaje dla wielu kontrowersyjna. Czy należy tę kontrowersję wiązać raczej z aspektami kulturowymi niż medycznymi?

Znam ludzi, którzy nie szczepią dzieci przeciwko WZWB, gdyż genezą szczepionki były zapobieganie zakażeniom w środowisku narkomanów i prostytutek.

Nie szczepią więc, gdyż wychodzą z założenia, że ani oni ani ich dziecko nigdy nie znajdzie się w grupie ryzyka. Wygląda na to, że ze szczepionką wiąże się jakaś „magiczna moc” sprowadzająca na zaszczepionego konkretny los. Po pierwsze: szczepionka przeciw HPV nie jest kontrowersyjna. Oczywiście, jeśli weźmiemy pod uwagę słownikowe znaczenie „kontrowersyjności”, to owszem, wszystko jest kontrowersyjne. Istnieją dyskusje na temat kształtu Ziemi? Istnieją. Zatem stwierdzenie, że Ziemia nie jest płaska, jest kontrowersyjne. Są ludzie twierdzący, że Ziemia liczy sobie 6 tysięcy lat? Są. Zatem wszystko to, co wiemy o wieku naszej planety, erach, i tak dalej, jest kontrowersyjne. A tak przecież nie jest. I naukowy konsensus mówi, że szczepionki absolutnie nie są kontrowersyjne. Szczepionki są najlepszym, najskuteczniejszym i najbezpieczniejszym sposobem zapobiegania chorobom zakaźnym. Żaden rzetelny naukowiec, żadne porządne naukowe gremia nie kwestionują tego, bo mamy na to liczne i przekonujące dowody naukowe.

Skąd więc problem „kontrowersyjności”?

Niewątpliwie, ogólnie rzecz biorąc, zaletą dobrej pracy popularyzatorskiej jest pokazywanie różnych punktów widzenia. Ale to powinno dotyczyć opinii. A nie faktów. Nie ma czegoś takiego, jak alternatywne fakty. Prawda nie leży pośrodku, tylko leży tam, gdzie leży. W tym wypadku słowo „kontrowersyjny” jest przykładem takiego „prawdopośrodkizmu” właśnie. I niestety zastosowanie tego słowa jest nie tylko wodą na młyn antyszczepionkowców (tych prawdziwych, „zawodowych”, przekonanych o swojej racji i nie przyjmujących żadnych racjonalnych argumentów), lecz, co gorsza, działa odstraszająco na wahających się, przestraszonych rodziców, którzy sami nie wiedzą, kogo słuchać. Nie wiedzą, czytają więc rzetelne periodyki czy zaglądają na rzetelne strony internetowe, i co widzą? Że szczepionka jest kontrowersyjna, zatem coś jest z nią nie tak! Tak nie można pisać, tak nie można mówić. My, ludzie, którzy propagują wiedzę i mówią o nauce, musimy uważać na słowa. Musimy zdawać sobie sprawę, jaki może być ich odbiór.

 A jak „prawdopośrodkowizm” ma się do szczepionki przeciwko HPV?

Jest to bardzo bezpieczna i doskonała szczepionka chroniąca przed zakażeniem wirusami HPV (kilkoma typami, w zależności od preparatu), które to zakażenie może skończyć się powstaniem nowotworów w różnych częściach ludzkiego organizmu. Początkowo w istocie polecana była tylko osobom płci żeńskiej, i nazywana szczepionką przeciw rakowi szyjki macicy. W reklamach, a nawet w rozmowach na jej temat unikano kwestii przenoszenia wirusów (do zakażenia dochodzi drogą płciową), żeby, owszem, nie denerwować rodziców, którzy patrząc na swoje niewinne aniołeczki niechętnie zastanawiali się na tym, że te aniołeczki będą, o zgrozo, kiedyś uprawiać seks. Ta cała otoczka, taka purytańska i wstydliwa, jest niewątpliwie szalenie interesującym tematem dla socjologów. Podobnie jak fakt, że w amerykańskiej telewizji nadal emitowane są reklamy tej szczepionki, a mowa w nich jest także o chłopcach, co cieszy, ale kwestia tego, że zakażenie brodawczakiem należy do grupy STI (infekcji przenoszonych drogą płciową) wciąż nie przechodzi reklamodawcy przez usta. Notabene, mój szef, jeden z twórców tej szczepionki, opowiadał mi, że przed spotkaniami z rozmaitymi gośćmi Uniwersytetu proszono go o unikanie kwestii przenoszenia wirusów, szczególnie w czasie wykładów. A już na pewno powinien unikać słowa „analny” (zakażenia dotyczą tego obszaru), bo mili słuchacze najpewniej dostaliby apopleksji czy czegoś podobnego. Najzabawniejsze, że podobnych ostrzeżeń nie dostawał od władz uczelni, na której badania były prowadzone, a jest to uczelnia katolicka. Zatem tak, ludzie są pruderyjni i konserwatywni, szczególnie kiedy chodzi o ich własne dzieci. Tak, boją się, że szczepionka może zachęcić dzieci do uprawiania seksu, choć wiadomo z badań naukowych, że tak nie jest. Co skądinąd też jest frapujące – jaki obraz swoich najbliższych i najukochańszych mają ci ludzie w swoich głowach, że uważają, iż fajnie jest mieć nad nimi straszak w postaci ciężkiej choroby i śmierci – straszak, który odwiedzie ich od robienia tego, czego nie życzyliby sobie ich rodzice. Fascynujące, nie powód to jednak, aby przedstawiać ratujący zdrowie i życie produkt medyczny jako kontrowersyjny.

Czy analogia dotycząca moralnego naznaczenia preparatu między szczepionką przeciw HPV i WZW B jest uzasadniona?

Szczepionką przeciw WZW B jest jedną z lepszych i bezpieczniejszych szczepionek jakie istnieją. Pomijam to nawet, że geneza była trochę inna, i pomijam to, że celem wyciągania tutaj prostytutek i narkomanów jest pokazanie przeciwstawienia: tu nasze niewinne dziateczki, a tu, o zgrozo, prostytutki i narkomani, jakby te grupy ludzi również nie zasługiwały na porządną ochronę zdrowia. Chodzi o skojarzenie, a to skojarzenie działa! Rodzice nie chcą takiej szczepionki, która ma coś wspólnego z seksem i narkotykami.

Jak przekonać do szczepień tych, którzy się wahają, a jest ich coraz więcej?

To zależy od tego, z kim rozmawiamy, jaki mamy cel i jaka jest sytuacja a danym momencie. Jeśli mamy na przykład do czynienia ze zmartwioną kuzynką, która właśnie została mamą i bombardowana jest antyszczepionkowymirewelacjami na temat ludobójczych szczepionek, to prawdopodobnie cierpliwa rozmowa da dobre wyniki. Rozmowa, cierpliwe tłumaczenie – wszystko to brzmi wspaniale, ale trzeba mieć na to czas (formułowanie spiskowych teoryjek jest łatwe i szybkie, natomiast rozplątywanie bzdur zajmuje mnóstwo czasu i energii), a także warto wiedzieć, które metody są skuteczne. Wiemy, że na niektóre osoby działa lekkie wyśmianie pseudonaukowych teorii. Wiemy, że przedstawienie stanu wiedzy na dany temat może pomóc, ale trzeba uważać, bo za duży ładunek informacji powoduje efekt odwrotny. Czasem więc wystarczy, zamiast mnóstwa słów, pokazanie zdjęć ofiar chorób, którym można zapobiegać za pomocą szczepień. Przy tym wszystkim należy mieć świadomość, że ludzi cechuje „efekt potwierdzenia” (confirmation bias) – chętniej przyjmują te teorie, które zgadzają się z ich własnymi uprzednimi przekonaniami. Skonfrontowani z czymś przeciwnym nie przyjmą po prostu tego do wiadomości. Ale to wszystko jest możliwe, przynajmniej w pewnym zakresie, acz jest to ciężka praca, no i tylko w skali mikro, kiedy zależy nam na przekonaniu tych paru wahających się jednostek. Jest to bowiem praca syzyfowa, bo jak wahających się przekonać można, tak już tych twardogłowych „zawodowych” antyszczepionkowców – nie, a oni zawsze będą próbować przeciągnąć wahających się na swoją stronę. Metoda rozmowy i tłumaczenia jest także wykonalna w idealnej sytuacji, kiedy stan wyszczepienia danego społeczeństwa jest dostatecznie duży, żeby wszystkich zabezpieczyć, a żadna epidemia nie majaczy na horyzoncie.

Ile mamy czasu na cierpliwe tłumaczenia?

Niestety, obecnie sytuacja przestaje być komfortowa. Celem naszym zaczyna być nie zabawa w przekonywanie i przeciąganie na swoją stronę, ale zwyczajnie ochrona całych mas ludności przed epidemiami ciężkich chorób. Wkrótce konieczne będzie zatem – tak jak to już przeprowadza się w paru krajach – wdrożenie odpowiednich przepisów, które narzucą ludziom obowiązkowe szczepienia (jak kary finansowe, czy zakaz posyłania niezaszczepionych dzieci do przedszkoli). Jeśli to natomiast nie zadziała, konieczne może być zastosowanie przymusu szczepień. Tu zwracam uwagę na rozróżnienie tych dwu sytuacji – szczepienia obowiązkowe są wtedy, kiedy odmówić można, ale za odmowę odmawiający ponosi jakąś karą; przymus natomiast jest wówczas, kiedy po prostu szczepi się, a odmowa nie jest możliwa. Ten ostatni scenariusz jest oczywiście nieprzyjemny i budzi opory, ale może okazać się niezbędny. Przekonamy się o tym zapewne w następnych latach.

Dr n. med. Ewa Krawczyk, biolożka, specjalistka w dziedzinie mikrobiologii lekarskiej. Członkini Międzynarodowego Towarzystwa Chorób Zakaźnych. Pracuje na Georgetown University w Waszyngtonie. Prowadzi popularnonaukowego bloga Sporothrix, pisze artykuły popularnonaukowe, jest współredaktorką polskiej edycji Research Blogging, współtworzy także facebookowe strony poświęcone popularyzowaniu nauki.